W ANWEN tworzymy wyłącznie takie kosmetyki, których same chcemy używać i które poleciłybyśmy najlepszej przyjaciółce – Anna Kołomycew i Katarzyna Sawicz w rozmowie z Ewą Trzcińską

Kategoria: Bliżej branży
15 min. czytania

Marka Anwen świętuje w tym roku 5-lecie obecności produktów na rynku. Od samego początku postawiłyście na innowacyjne i świadome podejście do pielęgnacji włosów, które oparte jest na Waszej wiedzy i wieloletnim doświadczeniu. Tworząc receptury kosmetyków, jako pierwsze w Polsce wzięłyście pod uwagę taki czynnik jak porowatość włosów. Skąd się wzięło takie podejście?

AK: Włosy o różnych stopniach porowatości potrzebują innych składników do wzmocnienia, ochrony i poprawy wyglądu. Sedno sprawy to odpowiedni dobór składników aktywnych, tak aby pielęgnacja była skuteczna, a równocześnie nie obciążała włosów. Wymagania co do intensywności pielęgnacji oraz odporność na obciążanie są związane bezpośrednio z rodzajem porowatości włosów. Należy zaznaczyć, że nawet przy tym samym typie porowatości możemy obserwować odmienne reakcje na ten sam produkt, ponieważ działanie kosmetyku zależy również od indywidualnych właściwości włosów, szeregu czynników środowiskowych, takich jak wilgotność powietrza, czy zastosowanych wcześniej produktów.

Misją Waszej firmy jest dostarczenie produktów bazujących na jak największej liczbie surowców pochodzenia naturalnego z najbliższego środowiska. Jak to wygląda w praktyce?

KS: Gdy już zidentyfikujemy problem czy też potrzeby naszych klientek lub klientów, zaczynają się żmudne poszukiwania substancji, które mogą pomóc. Korzystając z wiedzy o chemii, biochemii oraz strukturze i fizjologii włosa, szukamy surowców oddziaływujących na włos z poziomu molekularnego (można powiedzieć, że to nasza „kosmetyka molekularna”). Po zawężeniu poszukiwań przystępujemy do kolejnego bardzo trudnego kroku – czy takie substancje są dostępne, czy też będzie konieczna produkcja np. ekstraktu z konkretnej rośliny stricte pod nas. Gdy już uzyskamy potrzebną nam grupę odpowiednich substancji, zaczyna się żmudna praca nad odpowiednim skomponowaniem składu i receptury. Pozyskiwania surowców, które spełnią oczekiwania naszych klientek, nie mają dla nas granic. Ściągamy składniki z obu Ameryk, Afryki, Azji, a nawet z Japonii. Nie stosujemy „kosmicznych” surowców i fikcyjnych marketingowych sztuczek. Liczą się produkty najlepsze jakościowo, naturalne, ale równocześnie skuteczne.

Innowacyjność – słowo klucz w branży kosmetycznej. Jak Wy się do tego odniesiecie?

KS: Od początku naszego istnienia stawiałyśmy na innowacyjność. Samo podejście do pielęgnacji włosów, ze względu na stworzoną przez Anwen nową kategorię (podział produktów ze względu na porowatość oraz równowagę PEH), było przełomem na rynku. Zawsze szukamy innowacyjnych surowców do naszych produktów, bo wiemy, że poddając je surowym testom in vitro i in vivo, będziemy pewne, czy działają, czy nie. Tylko najlepsze surowce trafiają do naszych produktów. Często też sama kompozycja składu jest innowacyjna ze względu na odkrywane przez nas nowe interakcje pomiędzy substancjami aktywnymi.

Wróćmy do kluczowego dla Was pojęcia „porowatość włosa”. Jakie możemy wyróżnić typy?

AK: Porowatość związana jest z budową włosów. Ich powierzchnię pokrywają drobne łuski zbudowane z cysteiny oraz kwasów tłuszczowych. Stanowią one ochronną warstwę włosów. Stopień porowatości włosa to stopień odchylenia tych łusek. Rozróżniamy porowatość niską, wysoką oraz średnią. Istnieją również włosy o porowatości mieszanej. W zależności od porowatości włosy mają różną teksturę, która jest poznawalna przy użyciu zmysłów wzroku i dotyku, różną podatność na układanie i stylizację. Ponadto włosy różnie reagują na wilgoć w otoczeniu, schną z różną szybkością, mają też zdecydowanie różne potrzeby pielęgnacyjne.

Porowatość naszych włosów jest zdeterminowana genetycznie, jednak możemy na nią wpływać. Środki chemiczne, wysoka temperatura, promienie UV czy też procesy tarcia włosa o różne powierzchnie powodują zmianę w architekturze łusek, podwyższając porowatość włosów. To może prowadzić do uszkodzeń i degradacji powierzchni włosa. Z kolei odpowiednio dobrane kosmetyki i zabiegi mogą na dłuższą metę obniżać porowatość.

Zachowanie odpowiedniej równowagi PEH, czyli pomiędzy proteinami, emolientami i humektantami jest, Waszym zdaniem, podstawą utrzymania włosów w dobrej kondycji. Wydałyście ebook „Naukowe spojrzenie na równowagę PEH, czyli Proteiny, Emolienty i Humektanty w pielęgnacji włosów”. Z naukowym zacięciem, ale w przystępny sposób wyjaśniacie w nim, dlaczego wspomniana równowaga i poszczególne jej składniki są tak istotne w życiu naszych włosów.

KS: Tak, równowagę PEH (Proteiny–Emolienty–Humektanty) w pielęgnacji włosów możemy odnieść lub porównać ze zdrowym i zbilansowanym odżywianiem. Chodzi o odpowiedni balans i zachowanie proporcji w „diecie włosa” pomiędzy kluczowymi składnikami, czyli proteinami, emolientami i humektantami. W odpowiednim żywieniu zwracamy uwagę na odpowiedni balans pomiędzy np. tłuszczami, proteinami i węglowodanami. Proteiny w życiu włosa odpowiedzialne są przede wszystkim za rekonstrukcję ubytków w strukturze, emolienty – wygładzają włosy, uelastyczniają je, tworzą niewidzialny film na ich powierzchni, zaś humektanty wiążą wodę i nawilżają włosy. Zarówno brak, jak i nadmiar poszczególnych składników jest niepożądany. Edukujemy naszych klientów, jak zachować odpowiednie proporcje pomiędzy tymi trzema filarami pielęgnacji przy użyciu naszych produktów, w których rozdzieliliśmy poszczególne grupy składników.

Jak powstała Wasza firma? Dwie kobiety – matematyczka i chemiczka – pewnego dnia postanowiły zjednoczyć siły i…

AK: I przez dwa lata pracowałyśmy nad naszymi pierwszymi produktami. Nie było łatwo, bo obie musiałyśmy nauczyć się praktycznie wszystkiego o branży kosmetycznej, produkcji czy sprzedaży internetowej od zera. Myślę, że do końca życia będziemy wspominać te nasze niełatwe początki, teraz już z uśmiechem i niemałą satysfakcją, że wszystko to zrobiłyśmy właściwie same, inwestując tylko nasz czas i nasze prywatne oszczędności. Zaryzykowałyśmy, nie mając pojęcia, czy to dobry pomysł, ale chyba możemy już przyznać, że to ryzyko jak najbardziej się opłaciło.

Siłą Waszej komunikacji z klientkami jest blog…

AK: Zdecydowanie od niego wszystko się zaczęło. To właśnie czytelniczki mojego bloga były naszymi pierwszymi klientkami. W tej chwili blog zszedł na dalszy plan, a naszym głównym kanałem komunikacji są social media. W dzisiejszych czasach to tutaj łatwiej o szybki i bliski kontakt z odbiorcami. Codziennie dostajemy setki wiadomości, zapytań, ale też feedbacków od naszych klientek. Mamy możliwości oglądania efektów stosowania naszych kosmetyków na tysiącach różnych włosów. To wszystko jest dla nas bardzo cenne, bo taką wiedzę możemy wykorzystać przy tworzeniu kolejnych produktów.

Jak wygląda strategia marketingowa firmy? W jaki sposób pozyskujecie nowych klientów?

AK: Od początku działania firmy nasza strategia zakładała tzw. klientocentryzm. To właśnie klientki i ich potrzeby, a dokładniej potrzeby ich włosów były na pierwszym miejscu. Postawiłyśmy na edukację i szerzenie idei świadomej pielęgnacji włosów, bo było to naturalną kontynuacją moich działań blogowych. Skupiamy się na marketingu internetowym, który jest nie tylko skuteczny, ale przede wszystkim łatwo mierzalny, co dla mnie jako matematyczki ma niebagatelne znaczenie.

Zero waste i zrównoważony rozwój – jak to u Was wygląda w praktyce?

KS: Ekologia ma dla nas ogromne znaczenie, przykładamy dużą wagę do tego, żeby nasza marka była jak najbardziej przyjazna środowisku naturalnemu. Przede wszystkim staramy się wprowadzać zmiany mające na celu ograniczenie produkowanych odpadów. Zwracamy też uwagę na opakowania naszych produktów – wybieramy surowce łatwe do przetworzenia ,takie jak szklane słoiki lub butelki, metalowe puszki, kartonowe pudełka, tworzywa monomateriałowe. Tuby naszych odżywek oraz masek nocnych wykonane są z PCR — tworzywa pochodzącego z recyklingu opakowań pokonsumenckich. PCR w całości nadaje się do ponownego przetworzenia. Butelki wykonane z PET (w zdecydowanej mierze z rPET – recyklowany PET) na szampony również nadają się do recyklingu. Opakowania z pompką, spieniaczem czy atomizerem mogą po opróżnieniu zostać ponownie napełnione i wykorzystane (tzw. refill).

Dbamy o to, aby nasze produkty zostawiały jak najmniejszy ślad węglowy – to kluczowa miara w konfrontacji z aktualnym „modowym” podejściem do surowców. Bardzo często odpowiedzialne użycie tworzyw (RPU – Responsible Plastic Use) jest mniej szkodliwe dla środowiska niż używanie tzw. „surowców ekologicznych”. Wykorzystujemy też ponownie wszystkie materiały do pakowania, jakie dostajemy: pudełka, kartony, folie. Do wypełnienia paczek stosujemy „chrupki” ulegające biodegradacji.

Czy jesteście zwolenniczkami współpracy przemysłu z nauką?

KS: Moja kariera naukowa zawsze była podparta potrzebą rynku. W trakcie doktoratu podjęłam współpracę z kilkoma przedsiębiorstwami z różnych obszarów. Powstało na tej bazie kilka bardzo ciekawych wdrożeń, a jedno z rozwiązań zostało opatentowane na poziomie światowym z dużą spółką giełdową. Zawsze przyświecała mi myśl, że nauka dla punktów i publikacji nie jest dla mnie. W Anwen bardzo duży nacisk kładziemy na osiągnięcia naukowe. Wiele czasu spędzamy na przeglądzie nowych publikacji naukowych z całego świata, w których mogą pojawiać się nowe wyniki badań i działania substancji. Wykonujemy dużą pracę w zakresie R&D in-house, ale też współpracujemy w tym zakresie z Jakość i bezpieczeństwomi w Polsce i za granicą.

Odżywka do włosów o wysokiej porowatości, olejek na końcówki, równowaga PEH – jeśli te określenia nie są klientkom kompletnie obce, prawdopodobnie stosowały kiedyś świadomą pielęgnację włosów, korzystały z porad popularnej facebookowej grupy „Włosing” lub po prostu… były w Rossmanie czy Naturze. Jak udało się Wam dotrzeć z produktami Anwen do drogeryjnych sieci?

KS: Najpierw dotarłyśmy do naszych klientek poprzez własny sklep internetowy. Po fantastycznym feedbacku ze strony klientek, zaczęło się pojawiać od nich pytanie: „A gdzie możemy nabyć produkty stacjonarnie?”. Pytanie to zaczęło się powtarzać na różnych forach dyskusyjnych i nie pozostało niezauważone przez mniejsze sieci drogeryjne. Tak zaczęły się pierwsze dostawy do sklepów stacjonarnych. Potem już rozpoczął się efekt kuli śnieżnej – kolejne sklepy (widząc sukces naszych produktów w sklepach stacjonarnych) zaczęły się do nas zgłaszać. My ze swojej strony też pro aktywnie podchodziłyśmy do oferowania sklepom naszego portfolio. Coraz gęściej zaczęła wyglądać nasza mapa pokrycia Polski.

Nabrałyśmy doświadczenia i zdecydowałyśmy się na rozmowy z największymi. Z całą odpowiedzialnością możemy powiedzieć, że historie o krwiożerczych sieciach nie są prawdą (przynajmniej nie w naszym przypadku). Negocjacje są niejednokrotnie bardzo twarde, ale zawsze partnerskie. Zgłaszając się do sieci z nikomu nieznaną marką, należy nastawić się na kompromis. Sieć musi zdyskontować swoje ryzyko wyższą marżą. Jednak jeśli jedyną strategią producenta jest naśladownictwo i konkurencja cenowa, to odbije się taka postawa na skuteczności produktu i przyniesie złą opinię całemu segmentowi.

W przeciwieństwie do sytuacji sprzed kilkunastu lat, kiedy świadoma pielęgnacja dopiero kiełkowała, dzisiejsze drogerie są pełne kosmetyków stworzonych z myślą o bardziej świadomych, wymagających klientkach i klientach. To m.in. Wasze dzieło…

KS: Bardzo nas cieszy, że stworzona przez nas kategoria odniosła taki sukces. Lata badań, testów laboratoryjnych i aplikacyjnych, analiz różnych typów włosów przed i po zastosowaniu konkretnych surowców zaowocowały liniami kosmetyków dopasowanych do porowatości włosów, które odniosły sukces rynkowy. Oprócz produktów, które wprowadzamy, musimy podkreślić ogromny wysiłek i olbrzymie nakłady finansowe na edukację klientów od samego początku. Jeszcze kilka lat temu słowo „porowatość” czy „równowaga PEH” nie były tak znane jak obecnie.

Obecnie na rynku jest wiele kosmetyków odpowiadających na potrzeby świadomej pielęgnacji, o dobrych, przemyślanych składach. Jak to zwykle bywa, jeśli produkt w danej kategorii odnosi sukces, to pojawiają się też naśladowcy, którzy często nie istnieli nawet w kategorii włosowej. A już żaden z nich nigdy wcześniej nie wprowadzał produktów dopasowanych do porowatości włosów, czy też odpowiadających na potrzeby zachowania równowagi PEH.

To, że inni podążają wyznaczoną przez nas ścieżką, jest dla nas powodem do dumy. Zawsze cieszy nas zdrowa konkurencja, bo mobilizuje nas do jeszcze intensywniejszej pracy i wprowadzania jeszcze lepszych nowości. Ktoś kiedyś powiedział: „Miarą sukcesu w biznesie jest to, ilu cię naśladuje”. Jednak niektórzy producenci w całości powielają nasze rozwiązania w zakresie produktów, szaty graficznej, a ostatnio także kopiując opisy produktów. Konkurują jedynie ceną, która jest niższa dzięki oszczędności na składzie. Co gorsze, zdarza się, że produkty te są tylko z nazwy dopasowane do porowatości lub tylko z nazwy np. emolientowe. Przypomina to historię pewnego wiodącego napoju energetycznego, który stworzył nową kategorię i filozofię wokół swojego produktu, a konkurencja wprowadziła produkty naśladujące, konkurując jedynie ceną, aby zdobyć część tego rynku.

Czy Anwen blogerka jest zaskoczona tym, że w 2022 r. zarządza prężnie działającą firmą z autorskimi kosmetykami?

AK: Zdecydowanie tak. W 2010 r., gdy zakładałam bloga, nikt nie myślał nawet o tym, że w ten sposób można zarabiać. Nie istniało jeszcze pojęcie „influencer”, a firmy nie proponowały nam współprac. Nawet kilka lat później, gdy influencer marketing zaczynał się rozwijać w Polsce, tworzenie własnych produktów nie było popularne wśród internetowych twórców. Byłam jedną z pierwszych osób, które zdecydowały się na taki krok i oczywiście nie mogłam przewidzieć tego, czy i jak wielki sukces osiągnie moja marka kosmetyczna. Oczywiście droga od blogerki do prezeski firmy produkcyjnej nie była prosta i wymagała ode mnie bardzo dużo nauki. Na szczęście uczenie się jest jednym z moich talentów według Gallupa i obecnie rozglądam się za kolejnym kierunkiem studiów podyplomowych, który pozwoli mi jeszcze lepiej zarządzać firmą.

Mgiełki, olejki, maseczki i szampony z rozróżnieniem na te do skóry głowy i na te do włosów… Ile dziś macie produktów w ofercie?

AK: Przyznam szczerze, że w pewnym momencie przestałam już liczyć. Tym bardziej że zawsze waham się, czy np. ta sama maska, ale zapakowana w różne opakowania (szklane i plastikowe), to wciąż ten sam produkt. Jeśli będziemy liczyć w ten sposób, to możemy powiedzieć, że mamy obecnie 54 produkty w ofercie. Gdybyśmy jednak wzięli pod uwagę różne opakowania czy zestawy, to byłoby tego dużo więcej. W 2021 r. premierę miało aż 16 nowych produktów, to nasz dotychczasowy rekord, ale nie planujemy zwalniać, ponieważ pomysłów na kolejne kosmetyki nam nie brakuje.

Jak tworzycie receptury i gdzie produkujecie swoje preparaty?

AK: Proces tworzenia nowego produktu zwykle jest podobny. Zaczyna się od konkretnego pomysłu na to, jakie działanie ma mieć dany kosmetyk. Potem zaczynamy poszukiwania surowców, które mają szansę najlepiej się sprawdzić, i powstaje pierwsza z wielu próbnych wersji. Następnie do fazy badań in vitro trafi a od kilku do kilkunastu propozycji składu, a ostatecznie do badań in vivo trafi a tylko kilka najlepszych produktów. To, jak długo będzie trwał ten proces, zależy od wielu czynników. Są produkty, których receptury okazywały się strzałem w dziesiątkę już po kilku próbach, ale mamy też w ofercie takie, nad którymi pracowałyśmy kilkanaście miesięcy. Wszystkie nasze produkty powstają w Polsce, choć tak jak wspominałyśmy wcześniej, korzystamy z surowców sprowadzanych praktycznie z całego świata.

Produkt nie wystarczy stworzyć, trzeba go też sprzedać… Z jakimi problemami przyszło Wam się zmierzyć?

KS: Stworzenie produktu, badania, jego rejestracja, a potem ulokowanie na rynku, można porównać do biegu z przeszkodami typu Runmageddon. Oczywiście jeśli tworzy się autorski, oryginalny produkt. Myślę, że zawsze najwięcej trudności sprawiało wyszukanie surowców, odpowiednie dobranie składników celem osiągnięcia zamierzonego efektu. Dlaczego? Bo niejednokrotnie okazywało się, że to, co wybrałyśmy… nagle jest niedostępne. Albo nie może być użyte do takiego konkretnego zastosowania w kosmetyce (a naszym priorytetem oprócz innowacyjności i bezpieczeństwa produktów jest zgodność z przepisami prawa). Pandemia przysporzyła zupełnie nieoczekiwanego problemu – braki w dostępności opakowań. Gros opakowań kosmetycznych (czy to szklanych, czy z tworzyw) zostało wykupione przez podmioty dostarczające środki do dezynfekcji. Gigantyczne „ssanie” ze strony rynku spowodowało potężny wzrost cen i ograniczenia w dostępności surowców do produkcji opakowań.

I jak słusznie tu zauważyłaś, produkt trzeba też sprzedać. Dlaczego wspominam o tym na końcu? Ponieważ jest to zawsze PIERWSZY problem, z jakim się mierzymy w Anwen. Projektując nowy kosmetyk, zawsze wychodzimy od potrzeby rynku, od realnego problemu, z jakim mierzą się nasi klienci. Szacujemy jego potencjał. Ale w Anwen przyświeca nam zawsze myśl, że produkt nie musi sprzedać się w milionach sztuk, nie musi robić masy wolumenowej. Wystarczy, że trafi my w niszową grupę odbiorców, którym pomożemy z ich problemem, a późniejsza ich satysfakcja jest naszym największym sukcesem, bo wiemy, że do nas wrócą po inne produkty. Reasumując, na palcach jednej ręki można policzyć produkty, którymi (mimo analizy potrzeb) nie trafiłyśmy w gusta naszych klientek.

Polska branża kosmetyczna jest wyjątkowa, ponieważ nigdzie na świecie nie ma takiego wysypu nowych marek, które często nieźle sobie radzą. Jak taką sytuację odbieracie?

KS: Podróżując po Polsce i podróżując po świecie, zawsze porównuję, co jest na półkach u nas, a co w innych krajach (rodzina narzeka: „Mamo, ile jeszcze będziesz patrzeć na te półki? Na wakacjach przecież jesteśmy”). Inne kraje są też mocno zróżnicowane pod tym kątem. Natomiast faktem jest, że w Polsce świetnie radzą sobie mniejsze marki, często działające w wąskim, wyspecjalizowanym obszarze. Myślę, że większym fenomenem polskiego rynku kosmetycznego jest tak duża obecność nowych marek w sklepach stacjonarnych.

Analizując zagraniczne rynki, ten wysyp też jest duży, ale w Internecie (zwłaszcza w dużych, międzynarodowych marketplace). Rzadziej nowe marki pojawiają się na tradycyjnych półkach sklepowych. Może czas to zmienić i czas, by tym razem Polska była wzorem dla zachodnich rynków.

Fenomenem jest to, że każdy Wasz produkt staje się hitem rynkowym. Co jest absolutnym bestsellerem?

AK: Takim numerem jeden jest obecnie nasza wcierka Grow Me Tender, która, mimo że jest niedostępna w największej z polskich drogeryjnych sieci, sprzedaje się w rekordowych ilościach. Ale zupełnie nas to nie dziwi, ponieważ w tym przypadku jej skuteczność (potwierdzona badaniami) bije wszystkie inne tego typu produkty na głowę. Jest to jeden z tych kosmetyków, o który nasze klientki od dawna pytały. Miałyśmy świadomość, że bardzo go brakuje w naszej ofercie, ale mimo to prace nad nim trwały bardzo długo, bo chciałyśmy stworzyć unikalną i wręcz perfekcyjną recepturę. Same testy nie były proste, bo chcąc rzetelnie ocenić efekty, trzeba było każdą kolejną próbną wersję testować minimum miesiąc na wielu probantach. Oczywiście nie możemy zapomnieć o sytuacji na świecie. Pandemia przyczyniła się do tego, że wiele osób ma obecnie problem z pocovidowym, wzmożonym wypadaniem włosów i szuka produktów takich jak Grow Me Tender, które skutecznie go rozwiążą.

Jakie nakłady trzeba ponieść, aby myśleć o stworzeniu marki, która ma szanse zaistnieć w swojej kategorii?

KS: Największym nakładem jest czas i cierpliwość w jej budowaniu. Można wyłożyć miliony i stworzyć markę, za którą nic nie stoi, nie ma prawdziwych, solidnych fundamentów, na których mogłaby budować zaufanie grupy docelowej. Anna tworzyła fundamenty Anwen od 2010 r., trafi ając do świadomości włosomaniaczek za pośrednictwem bloga, badając, testując i krytycznie oceniając wszelkie rozwiązania. Na bazie tych doświadczeń zrodziła się myśl, by stworzyć coś unikalnego, wyjątkowego, ale przede wszystkim skutecznie działającego i wprowadzić to na rynek. Oczywiście nakłady finansowe były niebagatelne, zwłaszcza że trzeba było zaryzykować oszczędności życia tu i teraz, a na efekty (lub ich brak) czekać blisko 2 lata. Wyzwaniem dla nas – również finansowym– było zaistnienie marki szerzej, poza gronem włosomaniaczek, które znały Anwen z bloga. Jak wspomniałam, szeroka edukacja, działania marketingowe pochłaniają również bardzo dużo energii, czasu oraz funduszy.

Jak pogodzić wizję ogromnego rozwoju z zachowaniem prawie rodzinnej atmosfery w firmie?

AK: Myślę, że kluczem jest tu dobór pracowników, takich, którzy będą tworzyć zespół oparty na wzajemnym szacunku i otwartej komunikacji. To jedna z tych rzeczy, które nie przychodziły mi łatwo i których musiałam się nauczyć podczas prowadzenia firmy. Rekrutowanie, ale też delegowanie zadań to oczywiście podstawa, ale, moim zdaniem, ważna jest właśnie ta trudna do uchwycenia atmosfera. W pracy spędzamy dużą część naszego życia, więc staram się, by mój zespół czuł się tu dobrze i pracował z przyjemnością. Ważne, by każdy miał poczucie, że to, co robi, ma sens, a jego praca jest doceniana. Nasz rozwój to nasz wspólny sukces – każdy z nas, bez względu na stanowisko, jest niezmiernie ważnym ogniwem firmy.

W Polsce robi się Wam za ciasno. Co teraz? Jakie plany, o ile zechcecie je zdradzić?

KS: Szczegółów naszej strategii oczywiście zdradzać nie chcemy, ale nie jest tajemnicą, że już znajdujemy nabywców w różnych częściach świata. Realizujemy dostawy od Azji aż po rynek amerykański. Dostajemy też wiele zapytań, zarówno od klientów indywidualnych, jak i biznesowych, kiedy w ich kraju Anwen będzie na półkach.

Prowadzimy rozmowy z kilkoma potencjalnymi partnerami, z którymi rozmawiamy o różnych sposobach współpracy i wprowadzania produktów Anwen na zagraniczne rynki. Jak już wspomniałyśmy, jednym z naszych priorytetów jest zgodność z przepisami prawa. W Unii Europejskiej mamy zharmonizowany rynek i nie jest to tak trudne, ale obecność w krajach poza UE to już żmudna praca z kancelariami i weryfikacja przepisów. Jesteśmy poważną marką o ugruntowanej pozycji, więc nie możemy zaryzykować utraty renomy przez jakieś niedopatrzenie w zakresie lokalnych przepisów. A jak wiadomo, pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz.

A co nie wyszło tak, jak założyłyście?

KS: Jak wspomniałyśmy wcześniej, zdarzały nam się potknięcia, gdzie rynek nie odpowiadał na nasze produkty tak jakbyśmy oczekiwały, mimo przeprowadzonych wcześniej badań potrzeb – w szczególności chodzi tu o produkty do włosów o niskiej porowatości. Z jednej strony nie chcieliśmy pominąć posiadaczek takich włosów, z drugiej – okazuje się, że taki rodzaj włosów nie nastręcza tylu problemów pielęgnacyjnych co włosy o średniej i wysokiej porowatości, więc produkty te rotują najsłabiej. Szczęśliwie było ich bardzo niewiele.

Natomiast cieszymy się, że się pojawiają, bo to nam uzmysławia, że w procesie analizy rynku zawsze mogą pojawić się przesłanki, które doprowadzą do wadliwych wniosków. Jednak uczymy się na błędach, a każde potknięcie wykorzystujemy do budowania jeszcze większego doświadczenie. Jak mawia się w międzynarodowym środowisku start-upów: „it’s okay to fail”, ale ważne, by z błędów wyciągać wnioski i nie powielać ich.

Jakie produkty Anwen znajdziemy u Was na półce łazienkowej?

AK: W tej chwili moja półka, a właściwie powinnam powiedzieć półki są pełne przede wszystkim produktów, które dopiero pojawią się w naszej ofercie. Każdy nowy produkt to tak jak już wspominałam kilka, a czasem i kilkanaście próbnych wersji, które w pierwszej kolejności zawsze testuję na własnych włosach. Dopiero wtedy, gdy uznam, że efekty są takie, jak planowałam, zaczynamy testy na różnych rodzajach włosów. Z naszej stałej oferty zawsze muszę mieć w domu swoje pewniaki, takie jak delikatny szampon Brzoskwinia i Kolendra w piance, peelingujący Wake It Up, maskę Winogrona i Keratyna, odżywki Irys, Bez i Zielona Herbata czy serum Happy Ends. A od zeszłego roku nie rozstaję się z wcierką Grow Me Tender, która i u mnie zahamowała pocovidowe wypadanie włosów i sprawiła, że odrosły mi one bardzo szybko.

Czego życzyć na kolejne lata tak dynamicznie rozwijającej się firmie?

KS i AK: Przede wszystkim zdrowia, bo bez niego ani rusz! Dalszego rozwoju w równie dynamicznym tempie i kolejnych milionów zadowolonych klientów. Życzymy również sobie – ale też wszystkim innym przedsiębiorcom – prostych i stabilnych przepisów podatkowych, tak aby zamiast zgłębiać tajniki coraz to nowych i bardziej skomplikowanych regulacji fi skalnych skupić się na core biznesie.

Dziękuję za rozmowę.

Ewa Trzcińska

 

Dodatkowe informacje

Wywiad został opublikowany w kwartalniku „Świat Przemysłu Kosmetycznego” 1/2022