Nikt nie czeka na Wasz produkt i markę

Kategoria: Bliżej branży
14 min. czytania

Osobiście mieliśmy okazję się poznać na bolońskim Cosmoprofie, gdzie jak mówiłeś – od niedawna Twoim portem stała się piękna, polska, rodzinna, optymistyczna marka kosmetyczna LaQ, w której Twoim zadaniem jest budowanie eksportu. Do tego wyboru prowadziła długa droga… Kiedy zacząłeś swoją przygodę ze sprzedażą?

Zacznę od tego, że ze sprzedażą jestem związany od ponad 25 lat. Podsumowując te dwie dekady, było tam sporo sukcesów, kilka porażek. Nieustanna presja wyniku, ocena wartości człowieka poprzez pryzmat osiąganego wyniku nie może pozostać bez wpływu na to, jak się czujemy. Sukcesy zawsze są nagrodą, ale mało kto ma świadomość, co stoi za tymi sukcesami. Jaki jest ich koszt, który trzeba ponieść. Konkludując, gdyby którekolwiek z moich dzieci chciało pójść tą drogą, zrobię wszystko, aby ich do tego zniechęcić.

W roku 2012 założyłeś firmę doradczo szkoleniową budującą swoją ofertę na Twoim doświadczeniu. Na tych szkoleniach pokazywałeś np. szlaki handlowe z XI–XII wieku, które prowadziły choćby do Hongkongu…

Zrozumienie tego, że tak naprawdę niczego nie odkrywamy, że jeździmy po szlakach kupieckich z XI i XII wieku pozwala nabrać dystansu. Zmieniają się tylko uwarunkowania techniczne. Ale samo budowanie sprzedaży lub kierunki ekspansji w zasadzie pozostają od setek lat niezmienne. Zawsze mocno odczuwam to podczas rozmów w krajach Zatoki Perskiej. Tam nadal czuć magię tej prawdziwej sprzedaży. Tego, że oprócz zamówienia jest coś więcej. Jest relacja. Budowa eksportu to coś zupełnie innego, nieporównywalnego ze sprzedażą na rynku krajowym. Tu spotykamy ludzi z innych kultur. Stykamy się z odmiennym od naszego spojrzeniem na świat, licznymi budowanymi przez wieki stereotypami. Choć ogólnie jako ludzie jesteśmy do siebie podobni w zakresie wartości podstawowych, to różnimy się w wielu szczegółach. Te szczegóły bywają kluczowe w budowaniu prawdziwych, dobrych relacji. Gdybyś mnie zapytała, co jest najlepszą, dającą najwięcej satysfakcji częścią pracy w eksporcie, to bez wahania odpowiem, że to ludzie, których dane mi było poznać. Wielu moich klientów stało się moimi dobrymi znajomymi, a kilku mogę po wielu latach nazwać przyjaciółmi. Dlatego, kiedy słyszę, że ktoś rozumie eksport poprzez pozyskiwanie kolejnych zamówień, wiem, że to nie dla mnie miejsce. Z takimi markami nie chcę pracować. Pandemia zmieniła wszystko. W jednej chwili rynek szkoleniowy zawalił się (przynajmniej na pewien czas). Szkolenie online w moim odczuciu są tylko namiastką. Moje szkolenia to był ogień, spotkanie, dyskusja. To było show. Nie da się tego zrobić poprzez ekran monitora. Moim zdaniem to, że od 2020 roku przestałem praktycznie szkolić jest znakomitą decyzją. Ja nie potrafię sprzedać prostego szkolenia. Zawsze angażuję się maksymalnie, spalam emocjonalnie. A co najgorsze przekazuje mnóstwo praktycznej i budowanej przez lata wiedzy. Jaki ma sens sprzedawać coś, co było budowane przez wiele lat za tak małe pieniądze? Oczywiście pieniądze są zawsze relatywne. Ale ja nie chcę dzielić się całym warsztatem, który jest dla mnie sposobem na zarabianie. Zresztą sprzedaż jest porównywalna z aktorstwem. Jeśli ktoś nie posiada talentu, i tak go tego nie nauczysz. A jeśli posiada, wyhodujesz sobie konkurenta. Najbardziej żałosne i w sumie śmieszne jest to, że ludzie kupują książki o tym, jak sprzedawać, wydane lata temu w innych krajach i wierzą, że da im to klucz do sukcesu. Ja przez wiele lat kupowałem tego typu książki i czytałem. Teraz żałuję każdej minuty, jaką na to poświęciłem. A cały księgozbiór przekazałem tam, gdzie jego właściwe miejsce, czyli na wysypisko śmieci.

W Polsce powstaje tyle nowych firm kosmetycznych, że trudno wszystkie poznać – choćby w Bolonii na Cosmoprof co roku kilka takich pojawia się, mając za cel eksport. Odwołując się to tego, co mówisz np. na szkoleniach – przepis na nową markę jest w miarę prosty. Jedna lub dwie panie poszukują dla siebie wyjątkowego kosmetyku (nawiasem mówiąc, jeśli w takiej ilości kosmetyków te panie nie mogły przez lata trafić na odpowiedni, to oznacza, że wykreowany przez nie specyfik nikomu nie jest potrzebny). Teraz użyjmy słów-kluczy: naturalny, ekologiczny, farmaceutyczny etc. Dodajmy niezwykle ważny składnik, jakim są pieniądze (które często w kosmetycznych start-upach znikają równie szybko jak marzenia o wielkiej marce). Wybranie firmy, która zajmuje się produkcją kontraktową i już mamy nową markę. I co dalej? Miraż dalekich krajów czy eksport do sąsiedzkich Czech, Słowacji, Litwy czy Łotwy?

Kilka lat temu podczas jednej z konferencji podałem ten przepis na markę kosmetyczną, traktując to jako żart, choć wiedziałem, że jest w tym żarcie wielkie ziarno prawdy. Faktycznie stworzenie nowej marki kosmetycznej to relatywnie prosta sprawa. Bariera wejścia do tego biznesu jest niewielka w porównaniu z innymi gałęziami gospodarki. Ale produkt to nie marka. Śmieszy mnie, kiedy coś, co mogę nazwać kilkoma produktami wyprodukowanymi z produkcji kontraktowej nazywa się marką. To po prostu kilka kosmetyków z nazwą. Nic więcej. Najbardziej smutne jest to, że większość tych nowo powstających produktów powiela nudne i od lat powtarzane schematy. Tworzy to taką masę, trudnych do rozróżnienia, nudnych i przewidywalnych produktów. Nieustanne powoływanie się na dobrą jakość jest nie tylko nużące, ale po prostu żałosne. Zawsze powtarzam, że jeśli komunikujesz to, co wszyscy, to znaczy, że nic nie komunikujesz. Możliwość korzystania z funduszy unijnych pozwoliła wielu małym i niskobudżetowym firmom na pokazanie się na targach, między innymi na moim zdaniem nadal najciekawszych, czyli Cosmoprof w Bolonii. Kiedy widzę tę nadzieję w oczach właścicieli, a równocześnie kompletny brak pomysłu, wiedzy o eksporcie, jest mi ich po prostu żal. Ci ludzie nie tylko nie znają się na eksporcie, ale co gorsza – oni nie interesują się światem. Kiedy zapytasz mnie o książki pomagające budować eksport, odpowiem: czytaj reportaże i książki opisujące współczesny świat. Zastanów się, jaki sens ma sprowadzanie zwykłego kosmetyku na inny kontynent, płacąc za drogi obecnie transport i wiele innych kosztów. Wtedy może zrozumiesz, że sprzedaż na Litwę lub do Rumunii może być lepszym pomysłem niż miraż Japonii, USA czy Kanady. Wiem, że kropka na mapie w gabinecie prezesa wygląda znacznie atrakcyjniej w Japonii niż na Litwie, ale my nie zwiedzamy świata tylko sprzedajemy kosmetyki. Moja rekomendacja najpierw rynki bliskie. Choć musimy mieć świadomość, że większość polskich kosmetyków sprzedaje się tam, gdzie się uda i jeśli się uda w Meksyku to dorobią do tego strategię. Ale moim zdaniem budowa eksportu (a nie tylko sprzedaż) jest znacznie bardziej realna na rynkach bliskich.

Eksport jest bardzo dobrym działaniem PR-owym. Jednak, aby faktycznie promować swoją markę, trzeba mieć strategię, działać, wyróżniać się czymś innym niż jakością. Obecnie kosmetyki, czy to polskie, czy zagraniczne zwykle są bardzo dobrej jakości. Co byś poradził takiej firmie?

Nie mam złotych rad. Moim zdaniem większość strategii długoterminowych nie ma najmniejszego sensu. Nie teraz. Teraz wszystko jest całkowicie niestabilne. Nie można budować strategii na kilka lat do przodu, wiedząc, że nie wiemy, co będzie za miesiąc. Rynek jest bezwzględny w takim zwierzęcym, naturalnym znaczeniu. To, że „właścicielka marki jest bardzo miła, że włożyła w tę markę całe swoje oszczędności, że naprawdę ma dobre kosmetyki i tak bardzo, bardzo jej zależy” nie ma żadnego znaczenia. To, czy przeżyje zależy do wielu czynników, które niestety w dużej mierze są poza jej wpływem. To przykra konkluzja, ale niestety prawdziwa. Co chwilę spotykam nowe marki, pełne wiary i nadziei, a kiedy patrzę na ich wyprodukowane kontraktowo, dobre kosmetyki już wiem, że będzie źle. Ale to w sumie tak ma być. Jak w przyrodzie. Ktoś kogoś zjada. W tym przypadku przynajmniej jedna czy druga firma zarobi. Ktoś to wyprodukuje. Ktoś sprzeda marketing. To też temat na oddzielny wywiad. Kiedy widzę, ile małe marki są gotowe wydać na coś, co nazywa się „Strategia marketingowa”, a co w większości przypadków nie da im kompletnie nic, jestem tym zafascynowany. Ale znowu jest tu jakiś cień logiki. Zarobi agencja marketingowa, która to przygotowuje. Tak to niestety wygląda. Bariera wejścia do branży kosmetycznej jest na tyle mała, że co roku kolejne szeregi ufających w sukces, trwonią swoje majątki. Nie mają wyróżniającego pomysłu, nie mają pomysłu na marketing, nie mają w zasadzie pieniędzy. Mają tylko produkt i nadzieję. A to chyba jednak trochę za mało w świecie ułudy, mirażu, totalnego przesytu i milionów substytutów. Nikt nie czeka na Wasz produkt i markę. Wszystko już jest i to w tysiącach odsłon. Nie dajcie się zwieść poczuciu, że rynek Was chce.

A teraz o Twojej strategii w Twoim nowym porcie: rodzinnej poznańskiej firmie LaQ. Po przygodzie korporacyjnej wybrałeś tego typu rozwiązanie, bo…

Po wielu latach pracy w eksporcie kosmetyków już wiem, gdzie pasuje, a gdzie nie pasuje. Wiem, jak ważna jest dla mnie przyjazna i dająca mi wsparcie grupa ludzi. Wiem też, że jestem artystą, a nie rzemieślnikiem. Mam zbudowane znakomite relacje w wielu miejscach na świecie, ale terminowe dostarczenie wypełnionej tabeli Excel jest dla mnie wyzwaniem. Praca w firmie o typie korporacyjnym, gdzie co chwilę są bezsensowne z mojego punktu widzenia spotkania, na których nieustanie podsumowuje się status, gdzie jedynym wyznacznikiem mojej wartości jest realizacja planu krótkoterminowego spala mnie na popiół. Tracę radość z pracy i radość z życia. Właścicieli i twórców LaQ znam od lat. Decyzja o współpracy rodziła się długo. Podjąłem ją po wielu przemyśleniach i z pełną świadomością wyboru. Chciałem, aby moja praca wnosiła jak najwięcej i realnie budowała przyszłość tej marki. Czekałem na odpowiedni moment. Pierwszym spotkaniem z zespołem były targi w Bolonii. Mieszkaliśmy w pięknej, starej, bolońskiej willi. Długie nocne rozmowy przy winie i snucie planów na przyszłość to dla mnie znacznie lepsze rozwiązanie niż korporacyjny miting z Zarządem. A właściciel, który codziennie wieczorem, własnoręcznie piecze wspaniały sernik, którym następnego dnia częstuje gości to też unikalna wartość dodana. Zespół składa się z ludzi pełnych optymizmu. Ale ten optymizm poparty jest solidnymi podstawami. Mamy wśród nas ludzi z doktoratami z chemii. Mamy cudownie różnorodnych i przy tym lubiących się ludzi. Po powrocie do domu, czułem jakby ubyło mi 20 lat. Tego właśnie potrzebowałem.

Czy konsumenci chcą kupować nowości? Dlaczego miałabym mieć u siebie w łazience LaQ?

Ogólnie z moich obserwacji wynika, że konsumenci nie lubią kupować nowości. Oczywiście jest grupa konsumentów, która uwielbia nowości. Poluje na nie i testuje. Problem polega na tym, że oni polują na nowości stale, czyli nie są lojalni i nie pozostają z marką na dłużej. Bardzo trudnym elementem jest skłonienie konsumenta nie tylko do spróbowania nowego kosmetyku, ale co najważniejsze do pozostania przy nim na dłużej. Na pytanie o LaQ w Twojej łazience mogę odpowiedzieć tak, jak robi to większość: bo mamy znakomite kosmetyki. Ale ja tak nie odpowiadam, bo to niczego nie wnosi. Odpowiem tak: bo łączymy znakomity kosmetyk z wyjątkową komunikacją. Damy Ci w bonusie codzienny uśmiech. To wydaje się w pierwszej chwili mało istotnym argumentem, ale to właśnie ten argument spowodował, że już w kilka tygodni po powrocie z Bolonii podpisaliśmy kontrakty dystrybucyjne z Finami, Bułgarami, Chorwatami, Rumunami, a rozmawiamy jeszcze z kolejnymi rynkami. Czyli jednak rynek chce naszych żartów. Chyba świat dookoła stał się zbyt smutny i poważny, a kosmetyk może być bardziej na luzie i budzić uśmiech. Nasz Ryś pokazujący flagę Finlandii, nasz Doberman pokazujący flagę Bułgarii zostały znakomicie przyjęte.

LaQ – skąd taka nazwa?

Nazwa pochodzi od „la quintessence”, czyli po prostu kwintesencji. A czego jest to kwintesencja, to już zależy od naszych kupujących. Może piękna? Może czegoś innego? A swoją drogą druga definicja kwintesencji, ta pochodząca z fizyki mówi, że kwintesencja to „hipotetyczna forma ciemnej energii, postulowanej jako czynnik wyjaśniający obserwowane przyspieszanie ekspansji Wszechświata”. Czyli też ciekawie. Jeśli to my wpływamy na przyśpieszenie ekspansji wszechświata, to chyba warto inwestować właśnie w nas.

Co ma LaQ, co zwiększa szanse na sukces?

Już o tym wspominałem. LaQ to mieszanka. Jak wiesz mieszanki DNA w przyrodzie mają największe szanse. Co mieszamy? Po pierwsze mamy własną produkcję (co wbrew pozorom nie jest oczywiste dla wielu marek), po drugie mamy własne, nowoczesne laboratorium i bardzo wykwalifikowanych ludzi tworzących genialne receptury. To część poważna. Teraz w przepisie pojawia się cześć mnie poważna, czyli komunikacja. Tu wchodzą nasze zwierzęta z ich specyficznym poczuciem humoru. Tu jest dzik, kozioł, wyniosły doberman, stylowy ryś, seksowna kocica i inne zwierzęta w stadzie. Do tego dochodzą zapachy. Wspaniałe i niespotykane kompozycje. Naszym flagowym zapachem jest zapach seksu i biznesu. Warto znać ten zapach. Teraz wszystko mieszamy kilka razy (zawsze w jednym kierunku) i mamy cudowną markę, która za kilka lat będzie w wielu krajach budzić uśmiech i pielęgnować ciała.

Nie zapominajmy o dzieciach, dla których mamy serię Fun&Care pełną kolorowych musów, pianek do mycia łapek, kul kąpielowych z ukrytymi niespodziankami, a wszystko podane w formacie zabawy połączonej z bezpieczną pielęgnacją.

Co to znaczy marka atrakcyjna? Konkretnie – przykłady marek atrakcyjnych, które wchodzą w rynki eksportowe w miarę łatwo?

Jestem w eksporcie kosmetyków zaledwie 20 lat. To za krótko, abym mógł na to pytanie odpowiedzieć. Ale gdybyś jednak chciała znać moją odpowiedź, to nie mam zielonego pojęcia. Pracowałem dla marek, które miały wszystko, co konieczne, aby odnieść międzynarodowy sukces. I co? I nic. Ściana. Nikt nie chciał nawet o nich rozmawiać. Wniosek z tego jest taki, że żyjemy w czasach, w których zmienia się chyba podejście do logiki. Nic nie jest pewne i oczywiste. Rzeczy są inne niż nam się wydaje. I tu może być też część odpowiedzi na sukces LaQ. Udaje nam się ekspansja, bo nie potrafimy jednoznacznie sprecyzować, dlaczego i pokazać konkretnych KPI. Na pewno jest to fascynujące, na pewno przerażające, ale świat zmienia się (przynajmniej nasz ludzki świat, bo góry i morza na szczęście pozostają niezmienne).

Jak na tym tle pozycjonujesz LaQ? Na pewno zrobiłeś analizę konkurencji. Wiesz, jak prowadzona jest komunikacja, jakie treści są przekazywane konsumentom, jak wygląda polityka wsparcia promocyjnego. I tu marka poznańska kształtuje nową jakość, można powiedzieć, że szokuje tak nazwami produktów, jak i jej opisami, które nie będzie tak łatwo nawet przetłumaczyć na inne języki (ile to już wpadek choćby biorąc tylko pod uwagę tłumaczenia na włoski widziałam – typu: będziesz używał naszego produktu aż umrzesz czy zamiast słowa paznokieć był gwóźdź)…

Wpadki językowe są czasem zabawnym źródłem sukcesu. Pamiętam, jak sprzedałem na Węgrzech ogromne ilości szamponu wypłukującego żółty pigment z włosów. To szampon typu „cold blond”. Węgierskie tłumaczenie wskazywało, że szampon przeznaczony jest dla oziębłych blondynek i powiem szczerze, że przez długi czas był to przebój rynkowy. Oczywiście tłumaczenie naszych żartów jest trudnym zadaniem. Tu liczymy na dystrybutorów. Ale tłumaczenie to jedno. A tworzenie nowych, narodowych wersji to drugie. Chcemy tworzyć kosmetyki oparte ma żartach typowo włoskich, fińskich, bułgarskich i tak dalej. To jest wyzwanie. Ale wyzwania są naszą specjalnością. Wsparcie promocyjne to bardzo istotna część procesu tworzenia nowych rynków. I tu też trudno mi jednoznacznie wskazać, co dajemy. Zależy to od specyfiki rynku i wsparcie tworzymy wspólnie z naszymi partnerami, czyli dystrybutorami. Na pewno nie jest to bonus marketingowy wypłacany w postaci procentu od obrotu za pomocą faktury marketingowej. Tego typu działania to nic innego jak dodatkowy upust nieprzynoszący żadnego pozytywnego skutku dla marki. Tego nie robimy i nie będziemy robić.

Kolejny element, który Was wyróżnia to wizerunek.

Wizerunek mamy i nie budujemy go. Czyli pokazujemy prawdę. Wizerunek to zdjęcia na naszym stoisku pokazując nas. To Bernard i Karolina wraz dziećmi i psem. To zdjęcie Bernarda wykonane w Paryżu, gdzie w niebieskim berecie pozuje na tle wieży Eiffla. Mając taką markę musimy mieć do siebie ogromny dystans. Nie napinać się. Kiedy wspominam niektórych prezesów, z którymi pracowałem (choć kilku miało w sobie duży luz), uśmiecham się tylko. W niektórych polskich markach jest ogromne nadęcie. Powaga.

Traktują kosmetyki jako coś istotnego i naprawdę ważnego. Istotny jest nowy lek na nękające nas choroby, przeszczep serca lub kryzysy, jakie pojawiają się na ziemi, a właściwie ich rozwiązywanie. My robimy tylko kosmetyki. Pragnę uświadomić poważnym markom i ich nadętym prezesom, że słońce wzejdzie i zajdzie niezależnie od osiągniętego przez nich wyniku lub od tego, ile nowych kremów wprowadzą. Więcej luzu mniej powagi.

Warto przemyśleć pozycjonowanie cenowe, bo przecież cena to też komunikat i sygnał dla konsumenta. Źle przygotowane pozycjonowanie cenowe (za wysoka lub za niska cena) jest częstą bolączką nowych marek.

Tak. Marki często tworzą produkt, a potem wyliczają cenę i jest problem. Cena to faktycznie komunikat. Pozycjonowanie cenowe jest trudnym zadaniem, a zwłaszcza jeśli mówimy o sprzedaży na wielu rynkach. Teraz każdy może sprawdzić cenę na każdym rynku i porównać. Błąd zrobiony przy pozycjonowaniu cenowym jest w zasadzie nieodwracalny. Raz pokazana cena pozostanie w sieci na zawsze. Nic nie zostanie zapomniane.

Często podkreślasz, że tworząc nową markę firma wnosi do świata kolejny, nikomu niepotrzebny produkt, że nikt nie czeka na ten konkretny produkt i markę. Wszystko już jest i to w tysiącach odsłon. Bezlitosny rynek tylko czeka, aby daną markę poddusić, bo to dżungla, a nowe organizmy rosną na tych, które zginęły. Wpisujecie się w Aktualności rynkowe czy raczej chcecie je kreować?

Kiedy LaQ pojawiło się na rynku, większość ekspertów powiedziało, że to bez sensu. Że taka marka to żart i nie widzą dla niej przyszłości. Teraz po kilku latach, kiedy w Polsce sprzedaż rośnie z roku na rok, jesteśmy obecni w wielu sieciach, a eksport zaczyna się pięknie budować, widać, że eksperci nie mieli racji. To znakomity prognostyk. Skoro wszyscy uważali na początku, że to bez sensu, to znaczy, że trzeba koniecznie iść tą drogą. Ponieważ jesteśmy inni, wnosimy do tego ekstremalnie przesyconego świata choć odrobinę czegoś nowego. To zawsze jest ryzykowne. Ale ewolucja wiąże się z ryzykiem. Ja już mam dość pracy z nudnymi, powtarzającymi schematy markami. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.

Już ustaliliśmy, że LaQ to nietuzinkowa marka naturalnych kosmetyków z Poznania. Założyciele, Karolina i Bernard Latanowicz, wysoko stawiają sobie poprzeczkę, jeśli chodzi o jakość produktów, dbając o receptury z naturalnymi i wegańskimi składami. Jednak poważnie jest tylko w laboratorium, bo jeśli chodzi o nazwy, grafiki czy opisy na etykietach, to marka LaQ stawia na luz i humor.

Tak, mieszamy świat poważny z żartami. Wychodzi nam lubiana przez klientów mieszanka. W świecie miliona identycznych marek jesteśmy jedynym LaQ. Ktoś nas pokocha, ktoś nas będzie krytykował. Jak w życiu. My nie jesteśmy letnią zupą pomidorową rynku kosmetycznego. Nie zależy nam na tym, aby wszyscy nas kochali, bo wiemy, że to jest nierealne. Tworzymy coś nowego, odważnego i widocznego. Patrząc na opinie po Cosmoprof, jest to coś, na co spora część tego świata czekała. Dla mnie istotne jest też to, kto nas krytykuje. Analizuję to zawsze dokładnie. Jeśli widzę, że krytykują mnie ludzie, którzy do tej pory tworzyli nudne, pozbawione wyrazu, konserwatywne i wypłowiałe w przekazie marki, utwierdza mnie to w przekonaniu, że idziemy w dobrym kierunku. Musimy iść w odwrotną stronę niż oni. Kiedy zaczną nas chwalić, pojedziemy z zespołem w góry i będziemy siedzieć w schronisku odcięci od świata tak długo, aż wymyślimy coś, za co ci eksperci znowu zaczną nas krytykować. Dobrze, że mamy na rynku takich ekspertów, którzy są dla nas jasnym drogowskazem, gdzie nie iść.

Co znajdziemy dziś w ofercie LaQ, a jakie nowości w najbliższych planach?

Nasze menu kosmetyczne jest już dość rozbudowane. Zacznę od linii serum do twarzy, która jest po prostu świetna. Tu mamy kilkanaście produktów i w najbliższych tygodniach pojawia się nowe (nie tylko w typie serum, ale i innych kosmetyków). Szeroka linia, którą ja nazywam „Zwierzęta” – tu mamy ogromne stado produktów. Dla każdego coś dobrego.

Shotsy! Czyli nasza najbardziej kontrowersyjna seria budząca ogromne emocje. Co chwilę pojawia się coś nowego, nowy zapach, nowy składnik aktywny czy też (a może przede wszystkim) nowy żart. Mamy już wersje angielskie, mamy wersje rumuńskie, za moment będą kolejne wersje tworzone na potrzeby naszych dystrybutorów. A nowości będą i to już niedługo. Teraz nie powiem, jakie, bo wiem, że przyjaciele przeczytają ten wywiad, a wrogowie będą analizować.

Czego życzyć Tobie i marce LaQ? Jakie zrobiłeś sobie założenia na najbliższe powiedzmy 3 lata?

Na rok 2023 założyłem 3 nowe rynki eksportowe. I tu jest problem, bo wszystko wskazuje, że będziemy ich mieć za chwilę przynajmniej 6. Tu wyraźnie widać, że nie nadaję się do korporacji, bo nie potrafię dobrze planować. Tak na poważnie – zarys planu na 3 lata (choć jak mawiał duński fizyk, laureat nagrody Nobla p. Niels Bohr: „Przewidywanie jest bardzo trudne, szczególnie jeśli idzie o przyszłość”): chciałbym zbudować silny eksport w Europie. Eksport oparty na współpracy z dystrybutorami czującymi charakter LaQ i potrafiącymi przełożyć nasz humor na poczucie humoru na lokalnym rynku. Trudny temat, ale nagrodą jest wielki sukces.

Chciałbym, aby nasze kosmetyki w horyzoncie trzech lat były obecne na przynajmniej 12 rynkach europejskich i kilku rynkach poza Europą. Najważniejsze, aby marka była spójnie komunikowana i nie zgubiła swojego DNA. A jeśli chodzi o życzenia dla mnie, to będę wdzięczny za życzenia zdrowia i siły. Jeśli te dwa parametry będą ze mną, to z resztą sobie jakoś poradzę.

Niech się spełni! Dziękuję za rozmowę i już umawiamy się na następną…

Ewa Trzcińska